Takie trochę wigilijne, ale sprawdziły się i na zimowy wyjazd w lutym. DO
podróży i do barszczu.
Składniki 3,5 szklanki mąki 2 jajka 2 żółtka 3 łyżeczki
cukru 1/2 łyżeczki soli 4 dkg drożdży 3/4 kostki margaryny 1/3 szklanki śmietany
Na farsz: 0,5 kg kapusty kiszonej 40 g suszonych grzybów leśnych 1 cebula Olej
rzepakowy Pieprz Sól Dodatkowo: czarnuszka 1 jajko 3 łyżki mleka
Zaczęłam od
farszu. Grzyby namoczyłam, opłukałam i ugotowałam. Wyciągnęłam z wywaru i
pokroiłam na drobniejsze kawałki. Wody z gotowania nie wylewałam. Na 2 łyżkach
oleju poddusiłam kapustę, podlewałam od czasu do czasu wodą z gotowania
grzybów.W połowie duszenia kapusty dodałam grzyby oraz pokrojoną w kostkę i
zarumienioną na odrobinie oleju cebulkę. Całość dusiłam do miękkości kapusty.
Posoliłam i oprószyłam pieprzem. Odstawiłam farsz do ostygnięcia. 2 Zrobiłam
ciasto. Śmietanę, drożdże, łyżkę mąki(z tej odmierzonej) i cukier wymieszałam i
odstawiłam na chwilę by zaczyn zaczął pracować. Dodałam do przesianej mąki.
Dosypałam również sól, roztrzepane jajka i żółtka. Margarynę roztopiłam i
przestudziłam. Dodałam do ciasta i je wyrobiłam. Ciasto było bardzo plastyczne i
wyrabiało się je bardzo przyjemnie. 3 Rozwałkowałam i nakładałam farsz z kapusty
i grzybów po całej długości rozwałkowanego ciasta. Zwijałam rulon z ciasta i
farszu i odcinałam nożem od pozostałej części. Taki rulon dodatkowo dzieliłam
nożem na mniejsze kawałki ok. 2-3 cm szerokości. Wykładałam na blachę do
pieczenia wyłożoną pergaminem do pieczenia. Każdy pasztecik smarowałam
rozkłóconym jajkiem z mlekiem oraz posypywałam czarnuszką. Piekłam ok. 20-25
minut w 180 stopniach do uzyskania koloru złoto – brązowego.
Na wyjazd bierzesz z e sobą swoje jedzenie?
OdpowiedzUsuńNa narciarskie wyjazdy tak, gotujemy w apartamencie. Komu po całym dniu jeżdzenia na nartach chciałoby się ubierać i jeszcze raz wychodzić z domu. A tak to w piżamce bądź dresiku po kąpieli wspólna kolacja jest fajna.
Usuńzresztą wszędzie gdzie jezdzimy mieszkamy w apartamentach i co najmniej sniadania przygotowywujemy sami. Kolacje często też tyle że z lokalnych produktów